Pięć lat temu w Ameryce
Przed dziesiątą rano stałem na dachu bloku w Brooklynie, oglądając tuman dymu pełznący z Manhattanu nad zatokę. Chwilę wcześniej ludzie wychylający się z okien powiedzieli nam, że nie powinniśmy pracować, bo terroryści zrzucili bombę na Twin Towers. Na wyspie rzeczywiście brakowało sylwetek bliźniaczych wież, pod którymi jeszcze tydzień wcześniej cykaliśmy pamiątkowe zdjęcia. Przyglądaliśmy się więc dymiącej wyspie i przemykającym wkoło karetkom pogotowia. Będzie trzecia wojna światowa?
Supervisor Singh poskrobał się pod turbanem i zatrzymał robotę. W atmosferze dziwnego, groźnego pikniku poszliśmy do domu wśród tysięcy ludzi, którzy podobnie jak my zostali zwolnieni z pracy przed lunchem. Część z nich niosła w rękach kanapki, butelki wody mineralnej i jakieś przypadkowe przedmioty wyniesione z biur. Niektórzy byli brudni, innych nie było. Łącza telefoniczne zawieszone, komunikacji miejskiej brak. Więc na piechotę – byle dalej od zgniłego nagle serca Wielkiego Jabłka.
Kilka dni później wróciliśmy do pracy. Niektórzy Hindusi z naszej firmy zgolili brody, zdjęli turbany i metalowe bransolety. Nie pomogło – dalej przypominali arabskich terrorystów i bali się chodzić ulicami po zmroku. Pozostali Amerykanie palili świeczki na chodnikach, kupowali małe i duże amerykańskie flagi oraz okolicznościowe koszulki, a na Times Square blakły w słońcu tysiące ogłoszeń ze zdjęciami zaginionych.
– –
Z dzisiejszej Gazety – filmy o 11 września 2001.